Królika można określić na wiele sposobów, z czego chyba najpopularniejszy jest po prostu uszaty. Klaudia, zwyciężczyni konkursu “Królik to…”, ma parę nowych propozycji.
Królik to:
1. Życiozmieniacz:
Kiedy w zeszłym roku zdecydowaliśmy się na króliczka (dokładnie 6 października 2017r.) mieliśmy o nich niestety małe pojęcie. Dlatego okazaliśmy się typowymi `złymi rodzicami`. Zainwestowaliśmy (o zgrozo!) w trociny, kolbę, wapienko, karmę pełną zbóż… Wszystko szybko się zmieniło (na szczęście!). Już po trzech dniach z nowym członkiem rodziny wybraliśmy się z nim do weterynarza (chyba najlepszego na tej ziemi), a to tylko dlatego że łzawiło mu oczko. Pani doktor dała nam kilka wskazówek jak zajmować się naszym małym Pampuchem, dostaliśmy kropelki, trociny miały zniknąć i miało być dobrze. Niestety. Dwa dni później byliśmy już na kolejnej wizycie. Padła diagnoza. Myksomatoza. Mało wiedzieliśmy, ale Internet zdążył nam już donieść, że mykso i pomór to zło. Dr Paula powiedziała jakie są szanse. Płakałam jak cholera. Bruno był malutkim króliczkiem, kupionym w sklepie zoologicznym, za wcześnie odstawiony od matki i po prostu słabiutki. Chociaż był z nami tak króciutko to czułam się odpowiedzialna za każdy milimetr jego króliczego ciałka. Od tamtego dnia byliśmy regularnymi bywalcami PW Sowa w Bydgoszczy. Co dwa dni jeździliśmy z Brunciem na podanie leków. Zylexis stał się naszym przyjacielem. Poza zastrzykami w przychodni dostawaliśmy `leki na wynos`, które podawaliśmy codziennie w domu. Do tego regularne smarowanie bąbli. Leczenie trwało kilka miesięcy. Ale udało się.
Bruno wyszedł z tego obronnym pampuchem. No może nie do końca, mykso zabrała mu sporą część nosa, uszu i powieki, stracił siekacze, paluszka i paznokcia. Te kilka miesięcy wspólnej walki o jego życie uświadomiło nam jak strasznie krucha jest ta istotka i że wszystko w jego życiu zależy od nas, jego opiekunów. I jak pewnie każda królicza maDka, razem z króliczym oIcem staramy się, żeby Berbeciowi było z nami jak najlepiej. Dlatego muszę przyznać, że zakróliczenie to bardzo poważna choroba – zabiera człowiekowi zdolność racjonalnego myślenia i sprowadza jego egzystencje do codziennego składania pokłonów w przeróżnej postaci na skromne królicze pampuchy.
2. Wypłatożerca:
Chociaż w naszym wypadku bardziej pasuje stypendiożerca, ponieważ jesteśmy dwójką studentów. Zaczęło się od wyprawki, jeszcze przed pojawieniem się Bruna. Potem on sam, nasz Pan i Władca. Wizyta u weterynarza. Nowa wyprawka. Pełno, pełno i jeszcze więcej weterynarza i lekarstw. Szczepienie. Kastracja. Usunięcie siekaczy. Inhalacje (z racji na problemy z noskiem i spokojnym oddychaniem, po tym jak straciliśmy jego sporą część). Martwica brzucha. Aktualnie walczymy z odgniotkami.
Po kastracji Bruncia dołączyła do nas Furia – bo każdy prawdziwy facet musi mieć swoją babę. Furiatka jest Arbuzowym adopciakiem. Życie jej nie oszczędzało – chyba to sprawiło, że tak szybko się zaakceptowali i pokochali. Furia wymagała regularnych czyszczeń rany po wyleczonym ropniu i usunięciu zębów. Miesiąc temu konieczna była korekta zębów. W okresie wakacyjnym krople na kleszcze i inne paskudztwa. A to jeszcze nic! Najważniejsze z wszystkich ponoszonych wydatków (jak donoszą mi Królaski) są oczywiście te, które sprawiają że królik jednak podniesie swój omyk i okaże pampuch zainteresowania (nie,nie – nie człowiekiem, miską! To ona się liczy, a raczej jej zawartość). Zioła, siano, granulat, suszone warzywa i owoce, liofilizowane przekąski, korzenie, świeżynki – tego nigdy nie może zabraknąć.
3. Miejscozabieracz:
Klatka jest duża – bo dwa króliki. Transporter jest duży – bo dwa króliki. Zapasy są duże – bo dla dwóch królików. Tylko pokój przy tym wszystkim jakiś mały. Pudełko na pudełku, karton na kartonie. Kocyki, dywaniki, poduszeczki, zabaweczki… Pamiętam jak mieliśmy wizytę przedadopcyjną i po krótkiej rozmowie jakby o niczym konkretnym, padło pytanie „A jak u państwa wygląda sprawa z karmieniem królika?”. Pytanie było jak najbardziej uzasadnione – wszystko w pudełkach, więc nie widać ani kawałka króliczego żarełka. Skierowałam się w stronę pudełek, nie zdążyłam nawet dobrze otworzyć jednego i to wystarczyło, karmić będzie czym.
4. Nocopodkradacz:
Początki władzy Bruna Reniferka pełne były strachu. Nigdy nie wiedzieliśmy, co nas spotka kolejnego dnia; nie mieliśmy nawet pewności czy rano nie okaże się, że jest nas jednego mniej. Niejednokrotnie zdarzyło się, że w ciągu nocy wstawaliśmy, żeby sprawdzić co z Brunem. Z racji przeogromnej ilości przyjmowanych lekarstw zdarzało się, że bobko-kupki Reniferka pachniały, mówiąc delikatnie – nieładnie. Miał fantastyczną zdolność rozprzestrzeniania tego zapachu w środku nocy – więc wiadomo, druga czy trzecia, nie robi, wstajemy i sprzątamy. A skoro już jesteśmy na nogach, to może króliczek by coś zjadł? Jeśli ktokolwiek ma jakiekolwiek złudzenia, czy wątpliwości to teraz je obalam – króliki takich propozycji nie odrzucają (a na pewno nie nasze). I tak nagle z drugiej robi się czwarta, a że wstajemy na zajęcia o siódmej to może by go tak wypuścić, co by sobie pokicał? Przecież wszystko zabezpieczone, nic sobie nie zrobi, my możemy pospać – jakże złudne były te plany! I jakże okrutna była dla nas – niewyspanych – rzeczywistość. Szybko się okazało, że najciekawszym miejscem z wszystkich dostępnych jest łóżko, w którym śpimy. Więc króliczek myśli „skoro mnie tak kochają, to czemu by nie spróbować?” i kic na łóżko. Najgorsze było potem, bo gdyby on tak sobie pięknie kicał po tym łóżku (już nie śmiem marzyć o tym, żeby po prostu wyciągnął pampuchy i spał z nami), jak całkiem grzeczny król, ale nie – co to, to nie on; bo bobki i siuśki to się najlepiej robi na miękkim. W taki właśnie sposób, sami siebie skazywaliśmy na zmianę pościeli przed piątą rano.
A jak jest teraz? W walce o łóżko wygraliśmy – jednak jest trochę nasze. Prawdziwa reforma przyszła wraz z pojawieniem się Furii w naszym życiu. Jak się okazało, jest ona złotą medalistką w gryzieniu prętów, rzucaniu porcelanowymi miskami i kopaniu w kuwecie – a to wszystko w nocy oczywiście. Siedzi potem niewyspany student na zajęciach i wszyscy myślą „ten to wczoraj musiał zaszaleć”– a i owszem, życie z królikami to istne szaleństwo ♥
5.Stresodokładacz:
Historia chorobowa naszych Pampuchów jest długa. Chociaż pilnujemy ich strasznie, to do kogo mamy mieć pretensje, gdy coś jest nie tak – zawsze tylko do siebie. Cały stres związany z leczeniem Szkrabów sprawił, że jesteśmy nieco nadopiekuńczy i przewrażliwieni. A te małe bobkoroby potrafią to świetnie wykorzystać! Wizyta w przychodni, bo Furia psika –diagnoza: królik zdrowy, a że na recepcji smakołyki to może by tak skusić się na te nowości? Bruno wygląda na smutnego – czas na liofilizowane truskaweczki. Najwyższa pufa na króliczej dzielni? Idealna okazja do ćwiczenia skoków wzwyż. A ty tylko patrzysz, nie zdążysz dobiec, modlisz się żeby doskoczył, w myślach już zastanawiasz się czy zdążysz do Sowy – tymczasem, król siedzi na szczycie wieży, dumny niczym on sam, całkiem nieuszkodzony po oddanym chwilę wcześniej kaskaderskim skoku.
6.Wiercipampuch:
W życiu z królikami fascynujące są te momenty, kiedy patrzysz na wyciągnięte pampuchy
i zrelaksowany króliczy omyk, widzisz że nie ma siły, co by je teraz ruszyła i cieszysz się po prostu, bo chociaż przez chwilę są w jednym miejscu, a ty nie musisz mieć oczu dookoła głowy. Na ogół jest jednak nieco inaczej. Bruncio jest maluśki, jest mały nawet jak na miniaturkę, waży zaledwie 1250 g, to bardzo spokojny królik, oczywiście dopóki nie wstąpi w niego szatan. Ma to szczęście, że zmieści się niemal wszędzie. A my mamy to nieszczęście, że Reniferek jest nieustraszony i lubi próbować nowości. Jak to się mówi – raz na wozie, raz pod wozem, tyle że u nas w wielu różnych kombinacjach. Cudem są Brunciowe piruety! Jednak nasz Zwycięzca to jednak typ leniuszka, chwila wariacji i pół dnia spania, byleby na miękkim.
Furia ma zupełnie inny charakter. Jeśli ktoś pomyślał, że imię zobowiązuje to muszę wam zdradzić, że początkowo była Śnieżką, ale już po kilku dniach u nas wiedzieliśmy, że jej temperament jest iście dziki – stąd zmiana imienia. Furiatka waży około 1500 g, jest większa i szybsza od Bruncia. Ile to się człowiek musi natrudzić, żeby złapać tą ciekawską bestię! Jej ulubionym zajęciem jest niszczenie; łóżeczko z Ikei? – jakby za banalne, Furia dokona zębowej korekty na elementach drewnianych; kartony z ziółkami? – ale że bez dziur? Furia naprawi; mięciutki dywanik, ani trochę niepopsuty? – tak nie może być, Furia kilkoma sprawnymi króliczymi ruchami rozpocznie machinę dywanikowej destrukcji.
KRÓLIKI to SZCZĘŚCIE, po prostu
Klaudia Paszkiet, opiekunka Furii i Bruna zwanego Reniferkiem
Praca przysłana na konkurs “Królik to…”
Dla mojej Geni podłoga to lawa wiec została wyłożona wykładzina a głaskanie to tylko stopami…