W moim domu mieszka dwoje króliczych seniorów. Wcześniej też miałam seniorów. Mam to szczęście, że moi podopieczni żyją długo. Myślę, że to głównie zasługa genetycznej ruletki. Nie przypisuję sobie zasług utrzymywania królików wyjątkowo długo przy życiu. Jestem tu tylko obsługą.

O stresie i jego konsekwencjach

Tylko raz w życiu miałam królika, który się niczym nie przejmował. Był to Francik. Można go było wozić, dawać mu leki w iniekcji (doustne gorzej), grzebać mu w twarzy (pod tym hasłem rozumiem oczyszczanie ropnia). Jechał na usuwanie zębów, budził się i od razu jadł Rodicare Instant. Jeździł ze mną do mojego domu rodzinnego prawie 400 km w jedną stronę. Miał na wszystko wy…walone. Dożył około 9 lat. Biorąc pod uwagę, że cierpiał na ropnie okołozębowe, wrodzone zwyrodnienia stawów w łapkach, a także na wersję encefalitozoonozy objawiającą się atakami padaczkowymi, uważam że to całkiem niezły wynik. Wszystkie moje pozostałe króliki podróże, wizyty u lekarzy weterynarii, wyjazdy „na trawkę” mniej lub bardziej stresowały. Cezik z Jagodą nie zjadły nic będąc w transporterze. Gilda po bardziej stresujących sytuacjach łapała od razu wzdęcia i zjazdy jelitowe (miała megacolon). Bambi na co dzień wygląda normalnie, ale przy każdym stresie ze swoim grasiczakiem przypomina coraz bardziej Mesuta Ozila. Mierzwiak, moja pierwsza królica, w ogóle nie bardzo przepadała za światem. Dożyła 11 lat w swoim zacisznym kąciku, nie opuszczając dywanu 3×4 m.

Już dawno zauważyłam, że króliki po zabiegach najszybciej dochodzą do siebie, gdy się ich nie niepokoi. Gdy wszystko zostawia się w klatce/ kojcu/ ich kąciku po staremu, daje niezbędne leki i wychodzi samemu na spacer.

Czytałam kiedyś komentarz lekarza weterynarii, który żartem pisał o jednej ze swoich ludzkich klientek. Klientka twierdziła, że jej królik nie chorował, dopóki nie spotkał tego lekarza. I choć w domyśle miało to znaczyć, że królik po prostu nie był wcześniej zdrowy, mnie tu świeci się jednak lampka, że może królik był tym, co nie lubi stresów i może było dla niego czegoś za dużo: wyjazdów, wizyt, podawania preparatów, ciągłego doglądania.

Innym razem czytam, że zwierzak jest wolny od kokcydiów od jakiegoś czasu, a nadal ma biegunki i nadal jeździ z tego powodu na wizyty w celu szukania przyczyn. A gdyby tak dać mu czas na odpoczynek od tych wyjazdów? Może to byłaby metoda?

Moje króliki zwykle zdrowiały nie wtedy, gdy podawałam im leki, tylko gdy już przestawałam je podawać i dawałam im zdrowieć.

Dlatego mam też zawsze w domu zestaw „przeciwzatkaniowy” i podaję podstawowe leki sama w domu w swoim systemie. Wiem, że wielu doświadczonych opiekunów robi tak samo. Oczywiście, gdy nie widzę żadnej poprawy albo sytuacja od startu jest kiepska, jadę do lekarza weterynarii.

Co jesteśmy winni króliczym seniorom

Co do starszych królików uważam, że przede wszystkim należy im się spokój, ograniczenie stresów i wszelkich zabiegów przy nich do minimum, a do tego odpowiednia organizacja przestrzeni, tak aby uszaty, który ma problemy z wzrokiem, słuchem, stawami, kręgosłupem, łapkami, mógł się na swoim terytorium odnaleźć i poruszać. Musi się czuć bezpiecznie.

I teraz żebyście mnie źle nie zrozumieli. Jestem jak najbardziej za profilaktyką (nawet zdrowy królik powinien raz na co najmniej pół roku odwiedzić lekarza weterynarii), leczeniem, kiedy jest potrzebne, niezbędnymi kontrolami, fizjoterapią, jeśli w danym przypadku pomaga. Ale to, co naprawdę jest niedoceniane, a co bywa najlepszym wsparciem w terapii, to danie zwierzęciu spokoju i uwolnienie go od stresów.

Czasami naprawdę dobrze jest odpuścić sobie i zwierzęciu. Dać mu przestrzeń i czas na zdrowienie, a także zwyczajną, dobrą starość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *